Ten moment, kiedy M. w pracy, a ja ogarnęłam poremontowe kartony, odkurzyłam wszystko, powycierałam meble, wymopowałam schody i podłogi i musiałam się gdzieś podziać, żeby tego wymopowanego nie podeptać 😉
A że akurat dzień wcześniej przechodziliśmy koło serniczka w piekarni… 😉 I na krzakach rosną maliny… 😉
Ale żeby nie było tak bezproduktywnie to w tle podlałam trochę ogród 😀
Lubię takie chwile. Może to być 10 minut z całego ciężkiego dnia, a robi robotę 🙂 Naprawdę niewiele trzeba, żeby „zrobić sobie dobrze”. I nawet nie musi być do tego pysznego pistacjowego serniczka 😀