Daily · 16.09.2024

16.09.2024

Mamo, przepraszam, że kpiłam z Ciebie i twoich strachów o rodzinę jeżdżącą samochodem.

Może nie tyle, żebym się sama w dosłownym tego słowa znaczeniu bała, ale jak mi mąż i przyszywane dziecko jadą w tereny potencjalnie powodziowe, to jest jakiś taki dysonans na duszy i sercu.

Tym bardziej jak dla wspomnianego męża to jest dobre 6h za kółkiem po całym dniu pracy. A woda dotarła też na autostradę…

Na drugą nóżkę oglądam ludzkie tragedie z tej powodzi. Historie „cudów” i tragedii.

Nie umiem się do tego odnieść. Nie umiem sobie wyobrazić takiej straty.

Przychodzą takie myśli… jakbyś się czuła bez wszystkich pamiątek? Bez albumów zdjęć? Bez książek z dedykacjami? Bez notatek, pamiętników? Bez płyt z autografami już nieżyjących artystów? Bez tych wszystkich rzeczy, które składają się na Twoje wspomnienia?

Bo ja tak naprawdę niewiele pamiętam. Trochę tak jest, że jestem tym, co mam. Papierek po papierku, sznurek po sznureczku. Te wszystkie artefakty budzą wspomnienia. Bez ich pomocy nie umiem tam dotrzeć. Zbyt dużo wszystkiego…

A tak naprawdę to są kwestie najmniejszej potrzeby. Można stracić o wiele ważniejsze rzeczy, dokumenty, kosztowności, zwierzęta, życie…

Przychodzą takie myśli – czy miałabym siłę zacząć wszystko od nowa? Albo nawet nie od nowa – tylko od gruzów? Tyle osób będzie musiało tę siłę w sobie znaleźć…

Jeszcze pół biedy jak ktoś jest młody, silny, zdrowy… A jak jest samotną staruszką, której woda zabrała wszystko?

Tak bardzo smutno…

0