Aktualnie rododendrony robią mi za przysłowiowego „kota” – byle tylko pamiętać o tym, żeby zrobić zdjęcie „za dnia” i jest samograj w dowolnym kolorze.
W sumie mogłabym wrzucić coś z wizyty „zamykającej” leczenie u ortopedy. Albo od fizjoterapeutki, która przeczochrała mnie tak, że już nie wiedziałam którędy czuć ból 😉 Albo z remontu, gdzie dzięki bogu oszczędzamy na fachowcach. Dobrze, że bóg śpi ze mną 😀
Swoją drogą mamy postanowienie na tę całą remontową akcję, że kupujemy każdy sprzęt, o którym mamy wrażenie, że się przyda/ułatwi sprawę, i na razie to się pięknie sprawdza. M. wykombinował jakąś „kuszo-kołkownicę” do płyt GK i sufit idzie nam jak złoto. Mam tylko co jakiś czas wezwanie na podparcie kolejnego kawałka (tyczki do podpierania GK to też złoto :D), a tak tu sobie nadrabiam różne formalności i nieformalności.
…i kolejny dzień minął…