Tak, dobrze widzicie, poszliśmy do kina!
Wychodzi nam, że to pierwsza „randka” od czasu ślubu. O ile „Deadpool & Wolverine” nadają się na określenie filmu randkowego 😀 W każdym razie uśmialiśmy się po pachy. Nie trzeba mieć łzawego romansidła na ekranie, żeby trzymać się za ręce w kinie. Mogą też po tym ekranie latać „flaki” 😉
O ile poprzednich Deadpoolów i tego typu filmy oglądałam najczęściej w samolotach (nie będę ukrywać, że lubię tego typu kino, wychowałam się z bratem na komiksach o Supermenie, Batmanie i Spidermanie, jakoś przesiąkłam), bo mój rozsądek mi mówił, że szkoda czasu na takie „głupoty”, to jednak seans w IMAXie na tego typu filmie robi robotę. Wcale nie uchylałam się przed latającą łopatą 😀
A żeby nie było zbyt klasycznie, to randkę skończyliśmy w kolejnej Castoramie w pogoni za kabiną prysznicową (tym razem Ruda Śląska). Miała być też spektakularna kłótnia o kontakty – skoro z płytkami się nie udało. Ale znowu polegliśmy i wyboru dokonaliśmy jednogłośnie.
A skoro już i tak zamawialiśmy transport kabiny, to dorzuciliśmy jeszcze umywalkę i szafki.
Cały czas mnie zadziwia, że takie życiowe decyzje można podejmować w 3 minuty. Choć w sumie jak wykańczało mnie moje gdańskie mieszkanie to też nie miałam specjalnych problemów i po prostu brałam to, co pasuje.
Brak perfekcjonizmu i umiejętność adaptacji do różnych warunków są cechami, które sobie bardzo cenię 😀