Nie powiem, żebym nie czekała aż się remont i „rzeczy, które trzeba” skończą, żeby móc znów, choć trochę, pokopać w piórach.
W międzyczasie parę udało się zdobyć, parę udało się wypisać, także czyszczenie należało się jak psu buda 😉
Czasami się zastanawiam czy to nie przesada, że w sumie więcej czasu spędzam na czynnościach dookoła – na czyszczeniu, układaniu, spisywaniu, próbkach atramentów – niż na samym pisaniu. Ale jakoś po prostu to lubię. Uspakaja mnie to. Jest idealną odskocznią od rzeczywistości.
No i fajnie się na to patrzy jak to tak sobie leży 🙂