Jednego dnia człowiek fotografuje motylki na lawendzie, a drugiego ogarnia sposób na to, żeby nawinąć jak najwięcej gładzi na wałek tak, by z tego wałka nie spadła 😉
Mąż twierdzi, że robiłam to dobrze 😀 I rzeczywiście, jak się dobrze to ogarnie to można tak podnieść, żeby najwięcej ładunku było u góry i nie spadało 😉 Choć trochę ciężko mi uwierzyć, że nakładanie gładzi wałkiem to taki game changer w porównaniu do pacy, skoro towaru wystarcza na dwa machnięcia. Ale podobno tak jest.
Choć chyba bym wolała robić je na ścianach a nie suficie, ale cóż… robi się to, co musi. A jutro powtórka…
PS. Dodam tylko, że dziś był pierwszy poniedziałek w pracy po urlopie, a w pokoju miałam 32 stopnie pomimo wentylatora…. było super 😉