Sobota. Weekendzik 😊
Taki dzień, od którego ten „urlop” się powinien zaczynać tak w sumie….
Od rana skończyliśmy ogarniać drewno (ciekawe kiedy się wyzbędę tego strachu, że go zabraknie, inaczej się żyje mając las w granicy płotu, a inaczej na małej działeczce z paroma drzewkami) i przearanżowałam stos ogniskowy.
Była fajna pogoda, dobrze się robiło (choć zdecydowanie powinnam użyć tu słowa mocniejszego w odbiorze, ale mama czyta, także tego 😉 Intensywność robót pozostawiam waszej wyobraźni…). Kubek pomidorówki na trawie smakował jak nigdy.
M. dopadło ADHD i zrobił jeszcze 3 inne rzeczy, które czekały od zawsze… Po południu zrobiliśmy ognisko, ciepły wieczór…. Mogłabym tak spokojnie jeszcze z tydzień. A tu następnego dnia trzeba było wracać….