Pokonał mnie plac zabaw.
To czerwone cholerstwo pod bujaczkami okazało się być podstępnie śliskie i mały zaimprowizowany mecz w nogę piłką zostawioną przez jakieś dziecko na placu zabaw skończył się moją spektakularną glebą i lekuchnym „chrup” w kostce.
Całe szczęście okazało się po jakimś czasie, że nie jest tak źle jak myślałam – bo byłam pewna że złamałam tę nogę – i to „tylko” więzadła.
No ale cóż. Nie jestem szczęśliwa. Nigdy nie ma dobrego momentu na takie zdarzenia, ale ten obecny jest wybitnie upierdliwy…