Udało się jeszcze przed zimą zakonserwować ławę i stół przy ognisku.
M. ogarnął drugą ławę jak byliśmy poprzednio – bo mrówki ją zaatakowały i trzeba było wyciągnąć środki cięższego kalibru. Mi pozostała już „czysta” niedzielna robota 😉
Strasznie lubię takie „wytrawione” drewno pomalowane na ciemnobrązowy. Te wszystkie stodoły konserwowane olejem silnikowym. Stare domy… Choć współczesna lakierobejca też nie wygląda źle 😉
A w ogóle to lubię malować. Nawet takie techniczne rzeczy. Coś w tym jest takiego fajnego, zawiewa lekkim artyzmem, pomimo, że to jak już to „tylko” rzemiosło.
Ale pędzel w ręku jest? Jest.
I wcale nie przypomniałam sobie, że mam komplet totalnie nie ruszonych farb akrylowych sprzed ilu?… 3 lat? Cóż… 😉