No nie ma lipy, serniczek z bezą był pyszny 🙂
Takie małe atrakcje urastają do największych wydarzeń dnia jak się jest unieruchomionym w dużym stopniu. Mam nadzieję, że będę mogła dość szybko wrócić na basen i do ogólnego ruchu, bo te serniczki to na bank się odkładają, nawet jeżeli chodzenie o kulach jest dość męczące…
A w ogóle nie wiem jak to jest – robimy tę samą kawę, z tego samego ekspresu, z tym samym mlekiem, a ta mężowska to jakoś zawsze smaczniejsza wychodzi… 😉