„Here I am, on the road again…”
Okazało się, że musimy młodego odwieźć wcześniej niż planowaliśmy. A że ja miałam tajny plan przysłużenia się narodowi w RCKiK, a mój małżonek popylił do roboty, to padło na mnie. Co to jest dodatkowe 500km po tym jak poprzedniego dnia przejechało się 500km 😉
Żeby było ciekawiej to się okazało, że moja krew wie lepiej, że będę chora ode mnie. Fakt, coś mnie tam drapało w gardle, no ale prześpiewałam cały śpiewnik u rodziców, czułam się dobrze i nie spodziewałam się czegoś, z czym będę się potem babrać ponad tydzień… Tyle dobrego w Katowicach, że usprawiedliwiają cały dzień i mogliśmy sobie postać w korkach na A4… 😉
Chciałam upolować Ślężę wracając – jest parę miejsc z których są fajne widoki, ale finalnie mi się nie udało, choć uważam, że ten widoczek tez jest całkiem całkiem 🙂
Powinnam sobie dorobić jednak tę naklejkę „photographer on board, wehicle stops at random moments” – choć tu akurat wiało pustką na drodze jak na życzenie 😉