Jak ja lubię zwykłe weekendy w domu… =)
Kiedyś uwielbiałam wyjeżdżać, chciało się poznawać jak najwięcej, przeżywać nowe rzeczy, doświadczać… Teraz największym szczęściem jest czas, gdy mogę na spokojnie być w 4 ścianach, pogrzebać sobie w piórach, zdjęciach, jak jest więcej dni to nawet dotrzeć do gitary…
Mam wrażenie, że przez ostatnie lata żyłam w takim tempie, dorzucając przez ostatnie lata totalną reorganizację życia, że mój mózg mówi mi „dość, żadnych więcej bodźców, siadaj na dupie kobieto”.
Niestety nie do końca będzie mi to dane, dlatego tym bardziej cieszę się każdym takim „normalnym” dniem, kiedy mąż zabiera na spacer tak po prostu, kiedy nie trzeba za niczym gonić, niczego załatwiać, organizować…
…choć tęsknię jeszcze za momentem, gdy w tle nie będzie działał proces rozważający co jutro/za tydzień/za rok. Bo przecież tyle jeszcze musimy ogarnąć, zrobić, żeby w końcu zacząć to „normalne” życie… Strach się czasem bać 😉
A spacer nam trafił się fajny, piękna pogoda, jeszcze nie za zimno 🙂 Tylko zdjęć jakoś mało przyniosłam sensownych i oczywiście zapomniałam, że mój aparat zżera baterie hurtowo…