W drodze na śniadanie nasz czarny kot zaszczycił mnie swoją obecnością.
Bosz, to jest takie fajne zwierzę, a tak wybiórczo miziaste 😉 O ile Reksio jest kotem „tu jestem, głaszcz mnie”, to Czarnula jest wybitnie osobnikiem łażącym swoimi drogami.
Choć czasami te drogi przecinają się z drogami człowieczymi i wtedy jest „o tu, tu drap”.
Podobno w ogóle ten kotełek to tak nie do wszystkich podchodzi, choć w sumie zaprzyjaźniliśmy się od pierwszego widzenia, co było dość dużym zaskoczeniem u teściów 😉 Oczywiście to jest przyjaźń na kocich warunkach i sprowadza się głównie do drapania od czasu do czasu i otwierania drzwi na taras. Ale cóż… przynajmniej kot jest kotem 🙂