Udało się, w końcu publikuję wpis na daily w dniu, który opisuję.
Nie nadaję się na influincerkę. Nie dałabym rady tak dzień w dzień publikować, podtrzymywać zainteresowania, wypruwać się z tekstów i publikacji.
Czasami mimo wszystko nawet się nie chce być w tym internecie.
Ostatnio zauważyłam, że wystarczy całkiem niewielki „strumień socjalny”, żebym miała wystarczająco bodźców. Gdzieś w tle jest, że powinnam do tej i tego się odezwać, że to i to mogłabym opublikować, a nuż komuś się spodoba, a finalnie nie umiem znaleźć na to przestrzeni…
A przecież mam tyle planów, tyle zdjęć do pokazania, tekstów, obrazków… Tyle chciałabym jeszcze naprodukować…
Może to jest efekt uboczny ilości zmian ostatnio w moim życiu. Mam wrażenie, że ostatnio nic nie jest stałe, wszystko ewoluuje, czeka na kolejne zmiany… I trochę mnie też w takie zawieszenie wprowadza. Co chwilę łapię się, że „zrobię to jak tylko…”.
Częściowo ma to uzasadnienie techniczne – niektóre rzeczy potrzebują odpowiednio zorganizowanej przestrzeni i sprzętu. Ale niektóre mogłabym zacząć już teraz, a też wiszą…
Gdzie sens gdzie logika…